Wywiad z Willem Hollandem

Zbiór zakładanych tematów i postów ważnych kiedyś, tu trafiają tematy nieaktualne i przedawnione.
Awatar użytkownika
jnc04
Klubowicz
Posty: 441
Rejestracja: 01 sie 2008, 14:11

Wywiad z Willem Hollandem

Post autor: jnc04 »

Trochę długi ten wywiad, ale polecam ;)
Hej, Will! Miło, że znalazłeś dla nas trochę czasu. Gdy czyta się twoją biografię i widzi twoje dotychczasowe dokonania, można odnieść wrażenie, że zbliżasz się już do czterdziestki, tymczasem masz tylko 26 lat. Czy czasem zdarza ci się uszczypnąć siebie, mówiąc „Will, to nie sen”?

Cześć. To żaden problem, jestem szczęśliwy, że mogę z wami porozmawiać. Póki co jestem daleki od takiego zachowania. Jasne, mam za sobą kilka „tłustych” lat, lecz wciąż jest to nic w porównaniu do tego, co udało się niektórym innym osobom. Wciąż widzę siebie jako młodą postać na scenie i myślę, że przede mną jeszcze długa, długa droga, więc tym bardziej jestem ciekaw, co przyniesie czas.

Skąd dokładnie w Wielkiej Brytanii pochodzisz? Jak wyglądało twoje dzieciństwo?

Pochodzę z okolic Leicester, jakieś 45 minut drogi stamtąd. Nie narzekam na dzieciństwo, było bardzo dobre. Wprawdzie okolice, w których się wychowałem, trudno byłoby nazwać angielskim Las Vegas, lecz najważniejsze, że był to dom, prawdziwy dom. Przeprowadziłem się do Leeds, gdy miałem 19 lat, by podjąć tam studia, no i tam już zostałem.

Skąd pochodziły twoje wczesne inspiracje muzyczne?

To jest pewnie ten moment, w którym was nieźle zaskoczę. Szczerze mówiąc mój ojciec był wielkim fanem Dire Straits, moja mama kochała Beatlesów i Bee Gees, tak więc nie różnili się znacznie od tamtego pokolenia. Muzyką dance zacząłem się interesować, gdy byłem jeszcze bardzo młody. Pamiętam, że kupowałem pierwsze kompilacje jak miałem 11 lat. Nie wiem dlaczego, lecz coś mnie w nich zainteresował tak bardzo, że już w wieku 15 lat zająłem się DJingiem. Moimi ulubionymi didżejami byli wtedy Sasha i Paul van Dyk. To zresztą widać po moich kasetach z nagraniami „Essential Mix”.

Co sprawiło, że postanowiłeś poważnie zaangażować się w muzykę?

Zawsze kochałem koncerty, jak i samą muzykę, a już w szkole grałem na różnych instrumentach. Kiedy poznałem DJing, wiedziałem, że chciałbym się tym zająć, niezależne od rozmiaru imprezy, na której miałbym grać. Gdy ukończyłem szkołę średnią, postanowiłem dalej rozwijać się w tym kierunku.

Pamiętasz pierwszą kupioną płytę?

Sandman – „Remember Me” – świetne nagranie! Wiele rodzajów muzyki mnie kręciło, gdy zaczynałem grać. Dopiero gdy jeden z moich kolegów, Holender, kupił kilka transowych płyt, ten gatunek spodobał mi się szczególnie. Zacząłem zamawiać i importować płyty za pośrednictwem sklepów muzycznych, a rok później – na przełomie 1997 i 1998 roku – były one wszędzie. To przecież wtedy miał miejsce ten „boom” na trance.

Passion i Goodgreef w 2003 to twoje pierwsze większe imprezy. Jak udało ci się znaleźć miejsce na brytyjskiej scenie w tamtym okresie?

Przede wszystkim dzięki „nawiedzaniu” promotorów. Co weekend bywałem w klubach wspólnie ze znajomymi i zawsze miałem ze sobą kilka moich setów na CD, które im wręczałem. Pewnego dnia otrzymałem telefon z prośbą o występ na evencie.

Od pewnego czasu zajmujesz się także nagrywaniem kawałków. Jak opiszesz obecne dźwięki Willa Hollanda i kierunek, w którym one zmierzają?

Nigdy nie byłem w pełni zadowolony z mojego brzmienia i wciąż szukam tego, czego pragnę. W natłoku różnych innych zajęć nie bardzo znajduję czas, by wciąż nagrywać, ale uwielbiam to robić. Nic innego nie da ci takiego odlotu. Moja muzyka zawsze była bardzo melodyjna i lekka. To na pewno nigdy się nie zmieni, niezależnie od BPM.

W 2005 roku nagrałeś prawdziwy przebój, „Timeless”, który trafił na Yearmix Armina van Buurena. Czy, patrząc z perspektywy, uważasz go za trudny do skomponowania? Który z elementów był najbardziej wymagający?

Niezupełnie. Szukałem pasujących wokali i tak trafiłem na Danny’ego Kirscha, świetnego autora tekstów z Wielkiej Brytanii. Przysłał mi słowa, a ja na ich bazie zbudowałem utwór. To dosłownie zajęło kilka dni. Zazwyczaj najpierw nagrywam kawałek, a dopiero potem szukam wokalistki, zatem to był dużo łatwiejszy projekt niż inne.

Jak ważne było dla ciebie ukończenie studiów w zakresie Zarządzania Projektami (a dokładnie – imprezami masowymi – przyp. red.) w 2005 roku? Czy bałeś się tego, że z samej kariery muzycznej może nie starczyć „do ostatniego”?

Moi rodzice zawsze mówili mi, abym traktował poważnie edukację, co zresztą jest często niezbędne do tego, by osiągnąć sukces w Wielkiej Brytanii. Postanowiłem więc podjąć studia i zdobyć dzięki temu wiele nowych doświadczeń. Wtedy też kierowała mną chęć organizowania własnych eventów na wzór tych, na których bywałem, gdy byłem młodszy. Taka wiedza się do tego przydaje.

Kierowałeś działem promocji i reklamy w Gatecrasher One w Sheffield. Co, twoim zdaniem, było najtrudniejsze w tym zajęciu?

Za tak uznaną marką, jak Gatecrasher, stoi wiele pozytywnych i negatywnych aspektów, jeśli chodzi o organizowanie przedsięwzięcia. Do plusów na pewno należy zaliczyć to, że jest to renomowany znak, przez co od razu zostajesz obdarzony zaufaniem i szacunkiem innych ludzi. Z drugiej strony nie możesz jednak ich zawieść, ciąży na tobie większa presja. Gatecrasher to wspaniała marka, która naprawdę zrewolucjonizowała rynek klubowy w UK i wciąż prowadzi go ku rozwojowi. Powiedziałbym nawet, że jest to najważniejszą w ostatnich dziesięciu latach.

Jesteś entuzjastą muzyki i pracoholikiem, więc to było jasne, że nie będziemy musieli długo czekać, aż założysz własny label. Otwarłeś Enhanced Recordings w 2005 roku i szybko udało ci się przebić do czołówki, zyskując status jednego z topowych brytyjskich wydawnictw. Co jest twoim kluczem do sukcesu?

Położyłem w tym naprawdę sporo ciężkiej pracy i mam szczęście do wyłapywania odpowiednich nagrań. Wierzę w przewagę jakości nad ilością i skłaniam moich współpracowników do tego samego, prosząc artystów, by wciąż pracowali nad wartością swoich utworów, nie starając się za wszelką cenę wydawać każdego kawałka, jaki uda im się nagrać. Myślę, że priorytetem nie powinno być szukanie tylko tych znanych już nazwisk. Dzięki temu udało nam się wypromować znanych już dziś Temple One i Activę, jak i wielu innych zdolnych producentów. Nie ukrywam przy tym, że zdarzyło nam się kilka upadków, na czele z bankrutującymi dystrybutorami i firmami tłoczącymi płyty, przez co postanowiłem uniezależnić Enhanced od Monster Tunes. Mój nowy projekt, Enhanced Music Limited jest w pełni kontrolowany przeze mnie i ostatnio osiągamy świetne wyniki.

A co myślisz o Tritional? Ostatnio wydali „Somnium” / „Photographique”, ale cały rok 2008 należał do nich. Miło widzieć tak utalentowanych gości prosto z Teksasu.

Chad and Dave są fantastyczni. Mają tak czyste brzmienie, szczególnie, gdy pamięta się o tym, że są w końcu nowymi muzykami na scenie. Właściwie już wcześniej miałem okazję podpisać kontrakty wydawnicze na kilka równie ciekawych nagrań, lecz postanowiłem poczekać na materiał, który będzie odpowiadał tematycznie wytwórni. Wierz mi, ci goście przyniosą jeszcze sporo dobrego w przyszłym roku. Kilka fascynujących nagrań ich autorstwa ukaże się w Enhanced.

Który z wiodących labeli wyjątkowo szanujesz i życzyłbyś sobie, aby Enhanced poszło w jego ślady?

Jest ich mnóstwo. Gdy spojrzysz na listę wytwórni, wówczas musisz przede wszystkim cenić Armadę za oszałamiającą ilość wydawnictw (1500 w 5 lat). Mimo to wciąż wydają porażające kawałki. Na Wyspach mamy kolejny label, który radzi sobie w podobny sposób. Chodzi oczywiście o Anjunabeats. Mają kapitalnych artystów, jak i sam system promocji i marketingu. Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność, mówiąc o nowych oraz starych oficynach. Tak wiele z nich ma godne naśladowania cechy. Chcę, by Enhanced stało się większe, i większe w najbliższych latach, wykorzystując do tego wiele różnych dróg rozwoju.

Ostatnio wydałeś &#8222 ;D igitally Enhanced Volume Two”. Lista utworów wygląda wspaniale. Na pierwszej płycie umieściłeś sporo progresywnych dźwięków, zawierając przy tym aż 11 remiksów. Czy upatrujesz w tym możliwość zaangażowania większej ilości muzyków w projekt, czy też kierowałeś się czymś zupełnie innym?

Kiedy przygotowuję kompilację, staram się traktować wszystkich artystów tak samo. To w końcu seria, na której pojawia się materiał zebrany w moim labelu, więc zmierzam do tego, by każdy ze współpracujących z nami muzyków miał możliwość zaistnienia na niej. Chciałem też, by pojawiło się kilka kawałków z „Masters Series” (innej serii wydawniczej Enhanced – przyp. red.), lecz w innych wersjach.

Druga płyta to już klasyczny trance. Czy przygotowałeś jakieś niespodzianki dla słuchaczy?

Wiele! Jak poprzednio, skompilowanych zostało wiele najświeższych i czekających na wydanie nagrań, zatem możecie spodziewać się wielu ekskluzywnych pozycji, łącznie z trzema moimi własnymi kawałkami.

Jesteś zadowolony z reakcji na „Things that Happen”?

Tak, bardzo. To na pewno jeden z tych utworów, wokół których jest sporo szumu. Cieszy mnie to, tym bardziej że jestem jedyną osobą, która gra ten kawałek. Jeśli chodzi o datę wydania, to ukaże się on wiosną.

Inne z twoich nagrań, „Tears in the Rain”, zostało zremiksowane przez dwóch trancowych fanatyków – Alexa M.O.R.P.H.a i Woody’ego van Eydena. Dlaczego wybrałeś właśnie ich?

Znamy się od dawna. To jedni z najrówniejszych gości, jakich miałem okazję poznać. Wspólnie postanowiliśmy o tym, że popracujemy razem, więc wyszedłem z propozycją, by zmiksowali pierwszą część kompilacji „Masters Series”. Ja z kolei przygotowałem remix dla ich labelu, Fenology, a potem poprosiłem ich o interpretację mojego kawałka. Myślę, że stanowią naprawdę zgrany i utalentowany duet, a ich remix „Tears in the Rain” jest niesamowity.

Zbliżają się drugie urodziny Digital Society. Jaki jest jego koncept? Przygotowałeś coś wyjątkowego z tej okazji?

Podobnie jak w przypadku Enhanced – wysokiej jakości kawałki od młodych, zdolnych artystów. Digital Society spotkało się bardzo ciepłym przyjęciem i w chwili obecnej jest niewątpliwie jedną z bardziej interesujących trancowych imprez w Wielkiej Brytanii. Nasz urodzinowy line-up jest najznakomitszym jak dotychczas. Nie mogę jeszcze zdradzić, kogo za sobą kryje, ale wierz mi, jest naprawdę wyjątkowy.

Planujesz coś specjalnego na rok 2009? Jakieś wyjątkowe cele?

Chciałbym po prostu kontynuować to, co robię do tej pory i rozwijać label. Udało mi się pozyskać wielką gwiazdę do następnej części „Masters Series” i mam już zaplanowaną nową serię kompilacji, co również bardzo mnie ekscytuje. Niestety nie mogę nic więcej na jej temat powiedzieć. Digital Society Recordings rusza w lutym, ja sam zaś organizuję kilka wydarzeń związanych z Enhanced.

Prowadzisz także audycję radiową promującą Enhanced Recordings. W obecnych czasach wydaje się, że są setki czy tysiące podobnych show. Tłumy słuchają programów Armina, Above & Beyond czy Paula van Dyka, a jak ty sobie radzisz z tak trudnym zadaniem zrobienia własnego cotygodniowego / comiesięcznego show wyjątkowym, innym niż pozostałe?

Nie uważam, że jest to wymagające tak długo, jak jesteś sobą. Audycja Enhanced składa się z najnowszych kawałków z naszej wytwórni, których zwyczajnie nie znajdziesz nigdzie indziej. W dodatku możesz posłuchać ekskluzywnych setów od didżejów związanych z Enhanced.

Z którym z artystów chciałbyś być zamknięty na 24 godziny?

To pytanie za milion dolarów! Mmm, nie mam pojęcia. Moimi wzorami do naśladowania dawniej byli: Sasha, Paul van Dyk i Armin, więc pewnie z jednym z nich.

Czy mógłbyś przedstawić swoje prywatne top 5 wszech czasów?

Takich kawałków byłoby znacznie więcej, lecz pięć pierwszych, jakie przychodzą mi do głowy, w przypadkowej kolejności, to:
Ron Hagen & Pascal M – „Forever”
Veracocha – „Carte Blanche”
Dutchforce – &#8222 ;D eadline”
Yves Deryuter – „To the Rhythm (Signum Remix)”
Digital Blonde – „Legato”
Ralphie B – „Massive”

Widzisz, jest już ich sześć, a to dopiero mała część. Nawet nie zacząłem wymieniać moich ulubionych progresywnych nagrań.

Twoje hobby to…

Jestem wielkim fanem Arsenalu, kocham oglądać filmy i grać w tenisa, no i oczywiście muzyka!

Choć masz dopiero 26 lat, osiągnąłeś już naprawdę wiele. Czego jeszcze chciałbyś dokonać w sowjej muzycznej karierze?

Jest jeszcze kilka takich miejsc, w których nie miałem okazji wystąpić, lecz bardzo chciałbym, jak na przykład Amnesia na Ibizie. Chciałbym też mieć więcej czasu na pracę w studio i doskonalenie własnych umiejętności. Nie powiem nic nowego, lecz ta scena przynosi mnóstwo niespodzianek każdego dnia, więc jestem przekonany, że dużo z nich czeka również na mnie.

Dzięki za rozmowę. Wszystkiego najlepszego w przyszłości!
ODPOWIEDZ